czwartek, 4 października 2012

Zamieszanie wokół "nie wierzę"

Obejrzałem w wiadomościach, chyba dwa dni temu, szokujące sprawozdanie o tym, jak wielkie zamieszanie potrafiła wywołać jedna reklama rozmieszczona na billboardach w paru polskich miastach. Krój jej prosty. bez zbędnych komplikacji. Białe tło, trzy kwadraciki, obok nich zaznaczone "tiki" i podpisy, kolejno: Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę.



"Z Bogiem jeszcze nikt nie wygrał" gromko strofował reklamy w tymże programie telewizyjnym jakiś ekspert z organizacji katolickiej. W swym barwnym porównaniu wspomniał jeszcze Hitlera i Stalina, jako tych, którzy próbowali, jednak z marnym skutkiem. Przekonanie o złym przykładzie, który ział wręcz z plakatu było ostrzeżeniem i nakazem przestania publikacji owej kampanii.

Z drugiej strony pokazane były starania i środowiskowe obostrzenia, które podczas próby publikacji ich napotkały. Był to na przykład brak zgody na publikację na miejscu reklamowym danej firmy ze strachu czy problemy z drukiem.

Może napisane przeze mnie słowa powyżej nie emanują wielkim profesjonalizmem, cytatami i dokładnym opisem sytuacji, jednak chodzi mi o fakt zaistnienia problemu. Najbardziej kontrowersyjna wydaje się być teza, iż użyte "nie wierzę" atakuje otwarcie religię rzymskokatolicką. Z jednej strony może wydawać się to prawdą, kiedy spojrzymy na ilość deklarujących się w Polsce katolików, o przesiąkniętej normami i zasadami chrześcijańskiej doktryny poglądów i postaw. Dodatkowo użyte na reklamie wcześniejsze hasła wyraźnie odpowiadają najważniejszym przykazaniom, na których zbudowany jest niejako nasz system prawny. Czy oburzenie i larmo, jakie ów przekaz wywołał jest słuszny?

Skoro Polska mianuje siebie krajem demokratycznym dającym swobodę głoszenia poglądów, równość ich wobec prawa i oceny sytuacji, nie możemy się zatem burzyć. Przecież reklamować swoje poglądy mogą zarówno katolicy, protestanci, buddyści, jaki właśnie ateiści. Ich przekaz jest prosty, że pomimo nie wierzenia nadal są oni ludźmi szanującymi własność i życie innych. Głoszą, że mogą pielęgnować postawy kształtujące obraz dobrego obywatela bez dodatkowej klauzuli o wierze w któregoś Boga. Piszę te słowa samemu będąc wierzącą osobą - dajmy innym swobodę głoszenia tego, co chcą. Dopóki nie ma wyraźnego ataku na inną religię, dopóty jakiekolwiek oburzenie jest bezpodstawne.

Należy również pamiętać, iż w wielu miejscach religia rzymskokatolicka została narzucona siłą poprzez przyjęcie chrztu przez królów, którzy robili to z różnorakich motywów. Cieszmy się, iż nikt nie prowadzi w naszym kierunku wyraźnej akcji zbrojnej w celu przywrócenia nam wiary w brak sił wyższych. Z jednej strony można zrozumieć chęć wyraźnej hegemonii danej religii, jednak elementarna tolerancja wydaje się być wysoce wskazana. W końcu żyjemy w XXI wieku, kiedy to podobnież oświeceniem cywilizacyjnym jesteśmy obleczeni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz