sobota, 5 marca 2011

Kamienica

W pewnym, dość dużym mieście, gdzie ludzi było nie mniej niż sporo, stała sobie nierzadko przez sąsiadów wykpiwana kamienica. Nic dziwnego w ich kpinach nie było, stoi już przeszło 20 lat, a jak ruderą była, tak w większości pozostała. Same ściany były mocno odrapane, choć ktoś stara się co chwila je odmalowywać. Jest to działanie dość bezsensowne, ponieważ wątłe podstawy ścian i odpadający tynk powodują coraz więcej bruzd, które zamalowywać z biegiem czasu dużo ciężej. Jeszcze kilka lat temu zdawało to skutek. Ale każdy właściciel kamienicy nie chciał zlikwidować zniszczeń ściany i dopiero na dobrych fundamentach pomalować mur, tylko od lat stara się zakryć ubytki. Nietrudno się domyśleć, że zaczęło to nie wystarczać, a wszyscy przechodzący patrzą nań z odrazą lub ze śmiechem nad wątłej jakości modernizacją. Zdarzają się i tacy, co blisko muru nie chcą iść, co by ich przypadkiem kawałek cegły w głowę nie uraził.



Drzwi wiszą na jednym zawiasie, farba z nich zeszła już w ponad połowie objętości. Lecz nie to jest najgorsze, bo i takie drzwi da się zamknąć. No cóż, następuje tu mała konsternacja, bo niestety dałoby się. Wniosek z tego prosty, że coś przeszkadza w tym, coby drzwi z futryną stanowiły na noc jedność. Powód jest podobny do tego, o którym już wcześniej wspomniałem. Głębokie bruzdy, obsunięcia i pęknięcia głęboko okaleczyły strukturę drewna. Spowodowało to, że drzwi stały się szersze od futryny i nie sposób je zamknąć. Lecz drzwiami nikt się nie przejmuje od dawna. Co tam kogoś jakiś kawał prostokąta będzie obchodził.

Korytarz też nie zachęca do szczególnej egzaltacji, ba! Toż to mocno wygórowane uczucie estetyczne, tu ciężko mówić o neutralnym podejściu. Ściany całe pozapisywane sprayem, markerami i bliżej niezidentyfikowanymi produktami pochodzenia naturalnego. Cytować owe "mądrości" byłoby skazą dla samego oka przy czytaniu więc pominę to z góry. Deski są spróchniałe, w każdej chwili gotowe do tego, by zarwać siebie pod ciężarem przechodnia. Taki sam stan panuje na strychu, w komórkach i na schodach prowadzących na górę. Nieraz zdarzało się, że ktoś zamiast dotrzeć z domu do wyjścia lub na odwrót, swoją przeprawę kończył na pogotowiu z naruszonymi kończynami. Frustracja każdego narasta, ale też wszyscy się boją wychylić z własną inicjatywą naprawy czegokolwiek.

Czemuż to? - Pytanie nasuwa się samo. Skupmy się jednak na drzwiach każdego domu oraz na domostwach. Większość jest tak samo biedna i obskurna jak i cała konstrukcja budynku, jednak znajdzie się kilka chlubnych wyjątków. Ładne, drewniane lub mosiężne drzwi, zdobione zgrabnymi wykończeniami i stylową klamką. Tak przedstawia się kilka z tych domostw. Nawet ściany wokół na korytarzu komuś się chciało naprawić, a i podłogę pocerować. Szkoda tylko, że zawistni sąsiedzi specjalnie nagabywali tego remontującego, jak i składali donosy do właściciela kamienicy, że składka za dom powinna być dla nich podniesiona. Skoro mają dla siebie więcej i jakoś się odnowili, to powinni pomóc pod przymusem całości. Protestów najbliższych sąsiadów nikt nie słyszał, gdy ci mówili, że większość z nich zaproponowała pomoc im w odnowie, modernizacji, czy nawet dofinansowaniu kupna niezbędnych sprzętów domowych. Cóż, większość krzykaczy zadławiło skromne sprzeciwy tych blisko mieszkających, a i jeszcze tym się dostało, bo tego złodzieja wspomagają. No, inwektywa powstała już dawno i każdy z lepszym stanem jest nią nazywany, choć dowodów na to nikt nigdy nie widział.

Smutnym paradoksem jest też fakt, że niektóre gwoździe w odnowionej podłodze zostały powyrywane z różnych powodów, choć teraz ludzie powoli tego zaprzestają. bo jednak zauważają, że się lepiej chodzi po tej ruderze w okolicach tych bogatszych domów. Do dziś jednak zdarzają się tacy, co to mówią, że na starej podłodze było lepiej i trzeba tę zerwać i przywrócić tę starą. Wtórują im drudzy(choć często to ci sami), że ze względu na niepolskie gwoździe, też powinno się to rozmontować. Nawet jeśli są mocniejsze i pasują do dobrych polskich desek.

Ale czas najważniejszy przychodzi niedługo, bowiem spośród przedstawicieli kamienicy wszyscy mieszkańcy wybierają sobie kilku przedstawicieli do komórki kierowniczej budynku. Jeden z mieszkańców ma swoją tablicę ogłoszeń, na której zamieszczać ma wszystkie ogłoszenia. Jednak pod wpływem niektórych motywacji pieniężnych zamieszcza szczególnie te "zaprzyjaźnione". Jest dwóch sąsiadów, co to krzyczą co roku, że trzeba zacząć od naprawy podstaw, fundamentów, umocnieniu konstrukcji i daniu ścianom mocnych podstaw do dalszych napraw i że powinno się zmniejszyć składkę mieszkaniową, by każdy mógł wziąć sprawy w swoje ręce zaczynając od swojego mieszkania, a teraz mu nawet na to nie wystarcza. Jednak od lat większość wybiera tych, co to obiecują, że kierownictwo się wszystkim zajmie, że zrobią wszystko dla dobra ogółu. Będzie lepsza podłoga, nowa kuchenka dla każdego, pomaluje się ściany na lepszy kolor, za tańszą farbę, będą panele słoneczne na dachu(choć chwilowo nawet dachówki się ledwo trzymają, o ile jeszcze zostały...). Wszystko, jednym słowem, będzie zrobione. Nie da się zaprzeczyć, że każdy ma dobre intencje. Wygrywają zawsze ci sami.

Wygrywają i wygłaszają spore przemówienia, jak to poprzednia władza niewiele robiła, jak to spartaczyła całe marzenia o bogactwie. Oni mają sposób na to wszystko, którym jest nie za wiele zmieniać, bo jako tako się żyje. Czasem coś robią, gdy dany punkt budynku jest w takim stanie, że interwencja jest nieodzowna. Wcześniejsze apele o poprawę stanu rzeczy ignorują, a i wtedy często chcą podwyższać składkę. Jednym słowem przez całe swoje kierowanie sprawują niedbałą opiekę obfitą w deficyt zaangażowania i celu działania. Jedyne co udaje im się osiągać, to zwiększać swoje kompetencje, a zmniejszać obywatelskie. Jednak co dwa lata, kiedy przychodzi do zmiany właścicieli(bo tak się przyjęło mówić na kierowników), wybór jest znów ten sam. Zazwyczaj kandydaci dobierają się w małe grupki, dość często zmieniają nazwy, jednak ludzi pozostają ci sami w większości.

Ostatnio na całej swojej długości pękła ściana boczna budynku. Dziurę zamalowano, jednak nic to nie dało, gdyż farba przestrzeni pomiędzy nie wypełniła. Pojawiły się głosy, że to wszystko przez tych, co to swoje domy wyremontowali, w ten sposób ograbili wszystkich z dobrej ściany. Mała grupka sąsiadów krzyczała, że te zarzuty to nonsens, jednak czy coś to pomoże?

Trochę przejaskrawiona metafora stanu, w jakim znajduje się nasz kraj. Czy prawdziwa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz