wtorek, 8 marca 2011

Rety, rety, parytety

Dzień kobiet to taki wspaniały czas, kiedy płeć piękna jest częstokroć nagradzana za swoją urodę i wdzięk kwiatami. Pewnie znajdą się takie, które tego nie lubią, mają do tego prawo, jednak te, które znam, odczuwają z tego powodu zadowolenie - mniejsze lub większe. No, ale w świecie, w którym dziwne reguły ustawowych nierówności, pod pretekstem walki o równość, występują, nie może zabraknąć miejsca na bardzo lubiane przez feministki tematy, czyli dyskryminacja i parytety.

Ja osobiście uważam, że jakiekolwiek parytety nic nikomu nie pomogą. Nieważne jest, czy polityk będzie kobietą czy facetem. Jak będzie kradł, to będzie złodziejem, jak będzie rzetelnie wykonywał swoje obowiązki, będzie "dobrym politykiem". emetro.pl donosi, że większość kobiet nie wie o parytetach na listach. Nie będę się tu zagłębiał w statystyki, można je przejrzeć na stronie, którą podałem.

Chciałbym jednak przemyśleć trochę sprawę komentarzy, jakie się pojawiły.

- Kobiety ciągle nie wierzą w to, że ustawa kwotowa może mieć realne przełożenie na obecność pań w polityce. Dla nas to znak, że przed nami dużo pracy. Musimy pokazać, że są kompetentne kobiety, które mogą wejść do parlamentu i rządu jeśli tylko się na nie zagłosuje - mówi prof. Magdalena Środa.

Ja tu czegoś nie rozumiem. Pamiętam, że swego czasu z łódzkich list SLD startowała pani Jolanta Szymanek-Deresz, która zajęła w tym okręgu pierwsze miejsce. Pani Joanna Senyszyn tkwi w polskiej polityce od dawna, będąc wybierana. Panie Kluzik-Rostkowska i Jakubiak założyły nową partię. W sejmie jest spora liczba kobiet w tym czasie. Czyżby było to sugerowanie, że dopiero po parytetach znajdą się wartościowe kobiety? W wyborach wszyscy muszą okazać się kompetentni(choć ja bym w demokracji tak nie szalał, zazwyczaj kto lepiej obiecuje gruszki na wierzbie i ogonie psa zarazem).

Ciekawe jest też zdanie pani prof. Środy o tym, dlaczego kobiety o tym nie wiedzą:
- Brak wiedzy o kwotach, to wina zarówno polityków i mediów. Polacy nie wiedzą jak się tworzy ustawy. 

Powiem szczerze, że ja doskonale wiem o tym, że to obowiązuje, znam kilka kobiet na moich studiach, które bez kampanii, którą pani profesor dalej proponuje, też to wie. Być może to po prostu znak, że dziewoje mniej się interesują tym faktem, jakim jest życie polityczne? A być może warto by było przedstawić wiedzę o tej wiedzy wśród mężczyzn i porównać jak to się ma do siebie? Jednak moje zdanie powiela tu dwóch ekspertów dalej, czyli pan Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego i pan Prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego w Kielcach.

Warto jednak czasem spojrzeć, jakim zainteresowaniem pałają się kobiety w polityce. Jak ogląda się zdjęcia z jakiś spotkań partii politycznych, konwentów itp., to około 90-95% na takich spotkaniach to płeć brzydka. Nikt nie broni kobietom tam przychodzić, a praktyka pokazuje, że mają one jak się przebić. Nie znam ilości dam, jaka jest zapisana w partiach politycznych, ale chciałbym te dane skonfrontować z procentową ich ilością w sejmie. Być może okazałoby się, że większy procent kobiet dostaje się do sejmu, niż jest w partiach? 

Warto też zwrócić uwagę na ogólną ilość zatrudnienia w administracji publicznej i zobaczyć, że wtedy większość to kobiety. Tam parytetów nikt nie ustanawia, że 35% pracowników to mężczyźni, albo że ilość kandydatów na stanowisko musi obejmować tę ilość facetów. Zobaczmy, ile jest kobiet w księgowości, gdzie nie zarabia się wcale tak mało, a praca jest dość wymagająca. 

Ostatnio w Polsce odbywały się manifestacje związane z dyskryminacją kobiet. Jak podało Polskie Radio  
kobiety wcale nie czują się dyskryminowane. Może czas wreszcie zrozumieć dla wszelkich feministek, że panie mają w gruncie rzeczy te same prawa, co mężczyźni. A to, że są inne, to wie chyba każdy rozgarnięty człowiek. Kobiety mają niezliczone zalety, których nie mają mężczyźni i powinny pielęgnować to, w czym są lepsze. To samo jest z mężczyznami. I nikt nie ma prawa bronić dostępu do jakiegokolwiek zawodu, byle tylko był w tym dobry. A ten terror z parytetami, dyskryminacją i emancypacją zaczyna drażnić i to nie tylko mężczyzn, ale i kobiety. 

Poza tym jeszcze jedna sprawa w temacie parytetów jest ważna. Jest to kolejny krok do tego, by nie liczyła się jakość tego, kogo mamy wybierać, ale tylko pewne fizyczne cechy, jak właśnie płeć. Ja naprawdę mogę głosować na kobietę, ale niech mnie ona przekona, że zna się na rzeczy i wie o czym mówi(a większość ogółem moim zdaniem nie sprawia takiego wrażenia). Już rozmowy merytoryczne schodzą na dalszy plan, niedługo kampania będzie wyglądać tak, że kto da bardziej błyszczące jabłka jakim robotnikom, kto lepiej się uśmiechnie do gejów, lewonożnych, kobiet, kulawych mężczyzn, kto zrobi lepszy plakat prześmiewczy albo zatrudni więcej "gwiazd" jako komitet poparcia lub będzie prowadził antykampanię skierowaną na osoby, a nie poglądy. I właśnie parytety się w te absurdy wkomponowują. 

I ja wiem, że pewnie wielu o tym już pisało, ale jak ktoś ciągle próbuje jakieś absurdalne pomysły przemycać, to czasem trzeba reagować.

A wszystkim paniom:
z najserdeczniejszymi życzeniami(trochę późnymi) :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz