wtorek, 22 marca 2011

Głód w Afryce czy choroby cywilizacyjne?

Ostatnio mam mało czasu na pisanie, jednak mam nadzieję, iż powoli się to ustatkowuje.

Na zajęciach na uczelni na przedmiocie dotyczącym komunikacji i negocjacji dostaliśmy pewne zadanie. I sam problem, na jakim chciałem się skupić nie polega na samym sposobie rozmawiania i przekonywania do swoich argumentów, ale na pewnej różnicy zdań, jaką zarejestrowałem pomiędzy mną, a moją koleżanką z grupy(danych nie podaję, ale mam nadzieję, że mimo to się nie obrazi).

Otóż naszym zadaniem było ustalenie listy priorytetów, tematów, problemów, które mamy poruszać będąc grupą ekspertów w Unii Europejskiej jako te do rozwiązania od zaraz. Nie przytoczę tutaj wszystkich punktów(było ich 14), jednak skupię się na tych dwóch, które umieściłem w tytule.

Otóż dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy było właśnie to, że gdzieś, w krajach określanych jako te trzeciego świata, ludzie głodują(inne to była tolerancja, zbrojenia, problemy rodziny, zmniejszenie terenów zielonych itp.), uznałem to zatem za coś naglącego. Tymczasem spotkałem się ze zdaniem, jakoby to choroby cywilizacyjne były ważniejsze(należy zwrócić uwagę, że mieliśmy też wziąć pod uwagę możliwość rozwiązania

tego jakoś sensownie), a właśnie umierający ludzie z powodu niedożywienia byli jakimś mało ważnym priorytetem.

Najważniejszym argumentem dla mnie w tej dyskusji było to, że my, tutaj, możemy żyć już w ładnych, ocieplanych domkach, jeść kilkanaście rodzajów sera, pić różnorakie napoje, siedzieć na wygodnych kanapach, a gdzieś tam ludzie nie mają tego, umierają z głodu czy z różnych chorób wywołanych awitaminozami czy deficytami białka etc. Nie mogę do dzisiaj zrozumieć, jak może być ważniejsze ratowanie kogoś z chorób, na których leczenie znajdzie pieniądze, a przynajmniej ma pomoc znajomych czy rodziny w problemie, a mniej ważne jest to, że ktoś znika z tego świata nie mogąc nawet zachorować na cywilizacyjne diabelstwa. I ja wiem, że i depresja i cukrzyca mogą być nieprzyjemne zarówno dla poszkodowanego, jak i dla bliskich, mogą być także nieprzyjemne w skutkach i kończyć się przedwczesną śmiercią. Ale czy dziecko, które z powodu wszechobecnego głodu umiera w wieku 11 lat i nawet nie będzie mogło po latach radości i smutków doznać tych chorób, jest mniej ważne? Może ciężko nam się myśli o ludziach i sytuacjach, które nam są nieznane i patrzymy przez pryzmat własnych przeżyć myśląc, że coś takiego jak głód nie istnieje, jest jakąś abstrakcją, bo nas nie dotknęło. I to może być pewien problem, ale nawet pomimo tego faktu powinniśmy uruchomić jakąś wyobraźnię i nie zamykać się na własne 4 kąty. Coś takiego, jak umierający ludzie z głodu istnieje na tym świecie, w XXI wieku. Myślę, że każdy, kto to czyta woli przeżyć średnio koło 74 lat i doznać jakiś chorób cywilizacyjnych, niż żyć około 30-40(ze względu na wysoką śmiertelność dzieci) umierając w męczarniach z głodu.

Drugim aspektem, który mógłby przekonać o tym, że należy się zająć własnym podwórkiem jest to, czy da się cokolwiek zrobić w celu poprawy tego stanu rzeczy. Otóż ja uważam, że się da. I nie mam na myśli wcale dawania pieniędzy, ubrań czy jedzenia za darmo do tych krajów, bo znając życie spora część zostanie zjedzona przez pośredników albo rządzących w tych krajach. Poza tym należy pamiętać, że z nędzy nikogo nie wyciągnie dawanie mu żadnych prezentów przez całe życie. Po pierwsze kogoś takiego to jeszcze bardziej rozleniwi, a po drugie uniezależni od samego siebie i swoich zdolności. Prostą alegorią(mam nadzieję, że nie będzie tutaj to słowo nadużyciem) tego postępowania jest dawanie bułki czy paru drobnych bezdomnemu bez pracy. Jak wiadomo, ta bułka go z nędzy nie wyciągnęła, jest w niej dalej, dalej prosi innych o pomoc, dalej nie robi nic, by zmienić ten stan rzeczy.

A co można zrobić? Można znacząco zmniejszyć cło na produkty, które dostarczane mogą być z tych krajów. Może się wydawać, że tylko my na tym zyskamy, bo możemy mieć tanie produkty z południa czy ze wschodu. A co z tymi "biedniejszymi"? Oni też zyskają, bo rozwiną się ich kraje, zaczną na siebie pracować i zarabiać realne pieniądze za swoją pracę, dzięki czemu będą mogli sobie pozwolić na sprowadzanie innych artykułów do siebie. Rozwiną się gospodarstwa, które przekształcą się na firmy dające pracę kilku ludziom więcej przy zbiorach plonów, czy hodowli zwierząt. A gdy się rozwinie wieś, to i powstaną usługi zapewniające potrzeby wyższych rzędów. W tej chwili utrzymujemy wysokie cła na produkty spoza Unii Europejskiej dopłacając spore sumy do krajów z problemami, a jak wiemy poziomu życia tym ludziom to nie zwiększa. To, co ja(i nie tylko) zaproponowałem, jest dużo prostsze do wykonania, bo ustawę o cłach można szybko zmienić, a i tutaj rozwiną się firmy transportujące te dobra.

Gdyby wtedy tamte kraje nadal gniły w nędzy, to już nie możemy siebie obwiniać, bo my im utrudnienia znieśliśmy, pozwoliliśmy im tanio i bezproblemowo sprzedawać swoje wyroby tutaj. Myślę, że zaradni i przedsiębiorczy ludzie się wszędzie znajdą. Skoro zatem możemy jakoś szybko wpłynąć na kraje, których obywatele dzisiaj głodują, czy rzeczywiście starcie tych dwóch aspektów nadal mają wygrywać choroby cywilizacyjne?

6 komentarzy:

  1. Może to smutne co napiszę, ale zawsze byli biedni. Biedni ludzie i biedne kraje. Cokolwiek nie zrobisz, to zawsze istnieć będą ubodzy. Nawet jak im oddasz 50% Twojego dochodu, to Ty z wysokiej stopy życiowej zejdziesz na średnią, a oni z niskiej pozostaną na niskiej, gdyż nie będą potrafili zagospodarować otrzymanych pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, co racja to racja, ale ja nie mówię o dawaniu. Ich tylko trzeba zachęcić większymi możliwościami do samoczynnego bogacenia się. Jak to napisałeś w jednym swoim wpisie Celsusie, im się musi zachcieć. A to tylko może być bodziec, który da wielu osobom sens i chęć do zmiany swego życia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że nie ma ich do czego zachęcać. Ludziom takim żyje się dobrze w ich biedzie. Ktoś powie, że bredzę, bo kto chce być biedny? OK, to jakie, poza lenistwem, bezczynnością i głupotą inne jest wytłumaczenie pokazywania przed kamerami zasyfionej lodówki? Czy rozgarnięty człowiek nie ogarnie najpierw mieszkania, by choć biednie, to czysto było? Owszem, gdy ktoś da pieniądze, to zostaną one szybciutko skonsumowane. Na pewno nie będą zainwestowane np. w kurs językowy dla dziecka. Jak znam życie zostaną przeznaczone na alkohol, nieco lepsze jedzenie i zabawki ; ) Biedni zawsze byli i będą. Oczywiście mozna sztucznie wyrównywać poziom zycia zabierając tym, którym się chce pracować i inwestować, by dać ubogim na konsumpcję. Tylko taka polityka doprowadzi do zjawiska, iż ludzie pracowici wkurwią się i przestaną robić, lub zwiną interesy w lepsze miejsce. A ubodzy i tak pozostaną ubogimi :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Może wyjdę na nieczułą, ale mnie bardziej interesuje nasze podwórko. Zmniejszenie ceł? Nie wiem może. Ale ważniejsze od walki z głodem w Afryce jest dla mnie:
    - dywersyfikacja źródeł energii
    - na krajowym podwórku: kwestia budowy energii atomowej i nie "wiszenie" li tylko na węglu
    - kwestia emigrantów i multikulti- wymogi dla chcących zamieszkać u nas, egzamin z języka i wymóg szanowania naszych praw i obyczajów.
    -polityka pro-rodzinna i kryzys demograficzny
    - narzędzia by kolejne kraje nie bankrutowały jak Grecja.

    OdpowiedzUsuń
  5. Biorąc pod uwagę, że dużo chorób cywilizacyjnych jest bezpośrednio bądź pośrednio spowodowanych hipowitaminozą - sądzę, że na waszych stanowiskach dało się dojść do konsensusu ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. pan dziejaszek30 marca 2011 03:38

    Można skończyć z polityką wysokich ceł na produkty rolne z państw Trzeciego Świata. Można przestać dopłacać do własnego rolnictwa i eksportu, bo to nieuczciwa konkurencja. Można przestać wspierać produkcję biopaliw, bo w krajach Trzeciego Świata zmniejsza się przez to obszar upraw i lasów. Można przestać wspierać reżimy poprzez bezmyślne rozdawnictwo. Wiele można... Teoretycznie...

    OdpowiedzUsuń