piątek, 29 marca 2013

Pragmatyzm prof. Kołodki + polemika z Agatą Czarnacką

Dzisiejszy wpis podzieliłem na dwie części, pierwszą odnoszącą się do słów prof. Kołodki o pragmatyzmie, a drugą typowo polemiczną z panią Agatą Czarnacką.

Pierwszą część mojego wpisu poświęcę krótko wczorajszemu wywiadowi z profesorem Kołodką w bodajże Polsacie, gdzieś w nocy. Otóż jako receptę na ówczesny kryzys i jego skutki proponował on ekspansywną politykę monetarną banków centralnych, czyli krótko mówiąc drukowanie pieniędzy. Cel tego jest prosty: pobudzenie popytu w gospodarce po to, by ona żyła i jakoś wyszła z tego kryzysu, czyli napędzanie ekonomii na siłę. Jest to jakiś sposób, gdyż był on stosowany kilkukrotnie w historii XX i XXI wieku. Nazwał on to pragmatyzmem, gdyż neoliberalna ekonomia się nie sprawdza. 


Niestety, w tej sytuacji mamy pewien zasadniczy problem koncepcyjny, gdyż pragmatyzm oznacza działanie gwarantujące skuteczność. Wypowiedź pana profesora może zatem programować słuchacza jego wypowiedzi, iż to właśnie polityka neokeynesistowska jest dająca wymierne rezultaty, efektywna no i powtarzając znów - pragmatyczna. 

Już sam Keynes w swojej przeszłości powiedział, iż jego polityka jest skuteczna tylko na krótką metę. On też proklamował finansowanie długiem wychodzenie z kryzysu, jaki w latach 1929-1933 dał się we znaki światu. Jednakże skutki tego możemy widzieć już dzisiaj, jak niektóre z państw są wręcz zjadane przez zadłużenie, jakie na siebie ściągnęły stosując jego politykę ekonomiczną. Dodatkowo taka teoria zakłada, iż państwo nie może przechodzić przez cykle koniunkturalne, czyli wzrost musi być zrównoważony. Niestety, długofalowe skutki takiej polityki mogą być druzgocące - zwiększone podatki, cięcia socjalne, niewydolność płatnicza państwa, a w końcu ogłoszenie niewypłacalności. 


Dodatkowo taka polityka ma za zadanie wypieranie oszczędności z działań podmiotów ekonomicznych. Jak wiadomo, w działalności podmiotów gospodarczych, to właśnie one odpowiadają za tworzone i realizowane w późniejszym okresie inwestycje. Również finansowanie działalności poprzez kredyt oznacza, iż jego spłatę będziemy czynić z oszczędności, ale z opóźnieniem i po koszcie - oprocentowaniu(chociaż jest to zysk z działalności rozpędzonej inwestycjami, to także kredyt jest udzielany z depozytów, czyli oszczędności obywateli). Jeżeli państwo poprzez swoje działania, a także poprzez bank centralny, powoduje, że w sytuacji, kiedy wydatki na konsumpcję są zbyt duże, ich skala nadal wzrasta, i to w okresie, kiedy oszczędności powinny skutkować w przyszłych okresach wyjście gospodarki w czas zwiększonej produktywności. Niestety, spadek Keynesa powoduje, iż jesteśmy ciągle w sytuacji, kiedy gospodarka się nie może dobrze rozwijać. System socjalny i zatrudnienie publiczne jest rozbuchane, sektor prywatny musi finansować pobudzanie konsumpcji, przez co cykliczność gospodarki zakładająca realny wzrost PKB jest zachwiana. Dodatkowe zadłużenie publiczne grozi w przyszłości wielkimi problemami gospodarczymi, zarówno jeżeli chodzi o stan gospodarki, pozycję na arenie międzynarodowej(obniżony rating), ale przede wszystkim na jakości życia mieszkańców. 

Polityka proklamowana przez prof. Kołodkę niestety nie jest pragmatyczna, jest tylko ślepa. Nawet jeżeli w krótkim okresie powoduje, że rozwój jest utrzymany, to nie rozwiązuje problemów. Jest to tylko lek na objaw, który powróci ze wzmożoną siłą, jest to próba ugaszenia ognia benzyną. Problemem jest skonstruowanie gospodarki opartej na tym, iż to polityka rządzi biznesem. Przykład kryzysu roku 1920 pokazuje, jak można z nim się pożegnać szybko w jeden rok i to z wymiernym skutkiem. Przykłady kryzysów począwszy od roku 1929 pokazują, jak coraz boleśniejsze skutki odsuwać później. A przecież gospodarka musi od czasu do czasu oczyszczać się z nierentownych działalności, by uwolnić marnowany tam kapitał. Defetyzmu siać nie lubię, jednakże jeżeli nadal "pragmatyzm" neokeynesistowski będzie uznawany za właściwy, nadal będziemy mieli do czynienia z coraz większymi problemami ekonomicznymi oraz oskarżaniem o wszystko kapitalizm, którego przecież nie mamy. Mamy społeczną gospodarkę rynkową.
Drugą częścią jest polemika z panią Czarnacką. Na znalezionym odnośniku na pewnym portalu społecznościowym przeczytałem, co nastęuje: http://www.lewica24.pl/ludzie-i-polityka/czarnacka/2825-czarnacka-kto-nas-nauczyl-nienawidzic-polske.html. Z tego powodu podjąłem krótką polemikę z autorką, która jest doktorantką filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Kopiuję tutaj komentarz umieszczony pod jej wpisem, gdyż tam odpowiedzi się nie doczekałem, więc liczę na to, iż może autorka odpowie jakkolwiek na oficjalnie zamieszczoną treść mojej polemiki, niezbyt rozległej:

"Moim zdaniem, problemem jest tutaj ujęcie tego, czym nazywa pani kapitalizm. Otóż teraz mamy go w wersji keynesistowskiej, czyli rynkowo lewicowej. Czasy PRL, ZSRR i innych socjalistycznych eksperymentów pokazały, że bez rynku i z centralnym planowaniem nie da się stworzyć gospodarki, która jakkolwiek odpowiada na potrzeby obywateli, jak i całej ekonomii. Więc weszliśmy w "kapitalizm", jednakże ludzie ze związków zawodowych mają sposób myślenia lewicowy, więc ów kapitalizm dostosowali do lewicowych standardów myślenia. W taki oto sposób mamy parasocjalizm ubrany w gorset kapitalizmu. I teraz to, że to na zezwoleniach państwowych, wykorzystywaniu polityków do celów biznesu, lobbowaniu ustaw pozwalających się bogacić jakiejś branży dochodzimy do absurdów, którymi się zwiększająca się stratyfikacja społeczna, powiększające się zadłużenie na świecie(Keynes się postarał, sam to przewidział, ale dla niego liczy się tu i teraz, a nie racjonalne podstawy do rozwoju na lata czy dekady), problemy z bezrobociem oraz drenowanie gospodarki(czyli pracowników) za popełnione w przeszłości błędy. A najlepsze jest to, że jak to od zawsze keynesiści, ogień gaszą benzyną, czyli są głosy o dalszym zwiększaniu socjalu.
Moje powyższe rozważania można teraz nałożyć na napisany skądinąd dobrze i logicznie(ale używając po prostu zakłamanego sposobu myślenia, bez podłoża ekonomiczno-historycznego do rozważań o gospodarce) na poglądy o potrzebie życia na poziomie społeczeństw Zachodu. W takim wypadku my, którzy za tamtymi krajami mamy 40 lat w plecy, chcemy mieć wszystko jak oni. Ale oni do tego przez lata się bogacili, budowali kapitały, oszczędności, rozwijali swoją przedsiębiorczość, przez co mogą inwestować za granicą licząc na dochody z tego tytułu, a my biedujemy, bo nie pozwoliliśmy się wszystkim Polakom bogacić bez rzucania im kłód pod nogi, by mieć teraz armię gotowych do zawojowania świata przedsiębiorców. Te potrzeby życia jak oni i nasza gospodarcza, rynkowo-lewicowa polityka doprowadziły do tego, że jesteśmy sfrustrowani. Problemem jest tylko nazywanie problemu, bo gospodarczo w polskim sejmie nie ma liczących się "prawicowych" graczy, bo dzisiejszy podział wyewoluował z tradycyjnego na postępowość i konserwatyzm w podejściu gospodarczym na skakanie do gardeł w sensie światopoglądowym.
By poradzić sobie z tym problemem, należy przede wszystkim zacząć znów dyskusję na poziomie znaczeń wyrazów i określeń, jakie one rzeczywiście mają. Bo spotkałem się z określeniami, iż nie ważne, jak socjalistyczny kraj(np Grecja), winę ponosi kapitalizm, którego tam prawie nie ma. No i nadal trzeba wziąć pod uwagę, że kapitalizm to kiedyś dzisiejszy wolny rynek. Nie można wprowadzać go od razu, ale przede wszystkim należy skończyć ze wspieraniem biznesu przez polityków.
No i dyskusja taka należy być prowadzona bez jadu, który w tej debacie na nibyprawicę i nibylewicę się odbywa.
Pozdrawiam."


Może odpowiedzi się doczekam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz