piątek, 18 lutego 2011

Kim jest człowiek?

Koń jaki jest każdy widzi. Nie ma tu nic zdrożnego, byliśmy młodzi, stał taki z grzywą, nie zmienił się szczególnie, choć pewnie tych z dzieciństwa już dostrzec nie będziemy mogli(zależy ile mamy lat). To samo tyczy się człowieka. Z biologicznego punktu widzenia każdy wie, kim człowiek jest. Uczymy się przecież w szkole działania naszych organów wewnętrznych, specyfiki różnic w wyglądzie różnych "ras", które wynikają z przystosowania do istniejących warunków klimatycznych etc. Jednak spojrzenie na człowieka, którym jesteśmy, na homo sapiens, nasz gatunek biologiczny jest trochę trudniejsze z perspektywy celowości jego istnienia.


Nie da się przecież zaprzeczyć, jakoby człowiek był zwierzęciem. Jest ssakiem, ma tego niezaprzeczalne znamiona. Łączy go pewne pokrewieństwo z innymi człekokształtnymi, jak małpy. Jednak z drugiej strony czemu to my nie jesteśmy małpokształtnymi? W drodze ewolucji mieliśmy wspólnego przodka, którego rozwój musiał się lekko podzielić na dwa gatunki. Analizując psychologię tłumu można śmiało stwierdzić, że często zachowujemy się bardzo podobnie do innych zwierząt w wyniku zagrożenia. Gdyby wyobrazić sobie, że każdy ludź jest antylopą, a walący się budynek nieopodal lub strzelający terrorysta jest goniącym tygrysem lub gepardem, to czy to zachowanie nie jest identyczne?

Z drugiej jednak strony nie da się zaprzeczyć, że człowiek jest lekko ponad innymi zwierzętami. Przecież jak się spojrzy na piramidę potrzeb Maslowa, to widać od razu, że potrzeb wyższego rzędu nie realizują krowy, indyki czy goryle. Również nie prowadzą konkurencyjnych przedsiębiorstw, w których hodują w szopie ludzi na mięso lub mleko. A skoro tak jest, to nie jest wielkim faux pas zapytaniem się dlaczego lub po co. Mógłbym nawet stwierdzić, że całą analizę ludzkiego życia i istnienia go w takiej formie można spłycić o to pierwsze pytanie, a jednocześnie uzyska się głębię przemyśleń na wielu horyzontach, podczas której ciężko będzie uzyskać jakąkolwiek prawdę objawioną.

Czymże jest człowiek? Kim staje się w obliczu ewolucji i biegu historii? Czy człowiek to część stada, którą ma się opiekować reszta stada, a on w ramach działalności ma uczestniczyc w jego życiu? Nie można części takiego spojrzenia wykluczać, gdyż naszym celem musi być przetrwanie gatunku. Patrząc na niektórych ludzi widać, że jedyne co do nich pasuje, to określenie takiej stadnej, nijakiej i bezpłciowej masy w części stada. Jak cofniemy się w przeszłość zobaczymy okresy w historii, kiedy większość taka była. Czy w czasach powstawania wielkich piramid ludzie nie byli tylko masą wykorzystywaną w celu uświęcenia swojej pozycji przez faraonów? Byli, więc można do tego sprowadzić homo sapiens. Jednak osobiście odrzucałbym twierdzenie, jakoby człowiek był małym trybikiem maszyny, bo i byli ci, którzy tym kierowali.

No dobrze, pomimo roli knura płodzącego i żerującego nie da się zaprzeczyć intelektualnego rozwoju człowieka i jego osiągnięć. Porównując krajobraz człowieka pomiędzy poszczególnymi latami widzimy, że zmiany jakie następują są zazwyczaj kosmetyczne. Jednak w perspektywie 50, 100 czy 500 lat nasza cywilizacja rozwija się niesamowicie szybko i doniośle. Potrafimy analizować, badać i formułować nowe twierdzenia w nauce, są inni, którzy różne wymysły chcą zbadać pod względem słuszności tezy. Jest to niewątpliwy rozwój intelektualny, którego żaden inny gatunek na ziemi nie dokonał. Jesteśmy w stanie spisywać kroniki naszych czasów dla przyszłych pokoleń, które powinny z naszych błędów wyciągać wnioski.

Pomimo tych bogactw naszego rozwoju widać wiele skaz na zdrowym wyobrażeniu człowieka. Wszystkie wojny wynikające z różnorakich chorych ambicji grup ludzi są taką rysą. Czy wobec innych mieszkańców kosmosu, jeśli takowi istnieją, nie byłoby nam wstyd za dokonania Hitlera, Stalina, Che Guevary, Zakonu Krzyżackiego, islamskich ekstremistów, wszelkiej maści rasistów, których celem było zdobycie władzy, wybicie jakiegoś wroga, bogacenie się na czyjejś krzywdzie czy zwykłe bestialstwo wynikające z przerażających żądz? Czasem można pomyśleć, że w takim rozumieniu stanowimy tylko szambo, którego zamknięcie gdzieś w podziemiach bez możliwości wydostania się byłoby najlepszym rozwiązaniem. Zła pustoszącego świat nie da się nie zauważyć. Czy więc nie wykupić kilkudziesięciu bomb atomowych i pozbawić tę niszczycielską armię ponad 6 miliardów ludzi życia i istnienia? Sam fakt powstania takiej bomby może być usprawiedliwieniem do jej użycia.

Da się z tego wybronić, skoro potrafimy definiować zło, zauważamy też dobro. Dzięki konstruowaniu grup społecznych, jak plemiona, potem narody, byliśmy w stanie zsynchronizować nasze działania w celu zabezpieczania porządku społecznego, ochrony jednostki. Może jednak cały rozwój jaki osiągamy, ponura historia i przeszłość, umiejętność wyciągania logicznych wniosków i nauki ma jakiś głębszy sens? Skoro tak, to czy naszym celem nie powinno być rozwijanie naszej cywilizacji, kultury, techniki i technologii? Jednak wtedy ponosimy sami ofiary, ludzie umierają dla idei, dla badań, przy budowach, przy nieudanych eksperymentach. Nasze stado traci wtedy ważnych członków. Które podejście jest słuszne? Czy nasza egzystencja powinna się sprowadzać jedynie do przetrwania gatunku w jak najlepszej liczebności i zastopować wszelki progres i rozwój, czy może zaakceptować indywidualizm jednostek, których dążenia skłoniłyby się do rozwoju świata, ale za cenę eliminacji niektórych z nich?

Dobrze, że jest moralność i etyka, dzięki której druga opcja wydaje się mniej okrutna, bo chętnie pomagamy innym. A co ja sam o tym myślę? Skoro tyle pokoleń się rozwijało, to i my powinniśmy. Powinniśmy sami starać się zapisać na kartach historii naszymi działaniami i osiągnięciami, które być może kiedyś zmienią świat i ułatwią naszym przodkom dalszy rozwój. Sama identyfikacja roli człowieka na świecie nie daje jednak jasnej odpowiedzi na najważniejsze pytanie od zarania dziejów, a mianowicie, dlaczego to wszystko...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz