czwartek, 3 lutego 2011

Problem?

Życie na swoich zakrętach każdego człowieka traktuje inaczej. Można to zwalać na działanie jakiejś siły sprawczej, jak np. pech, albo zrzucać odpowiedzialność na człowieka. W coś takiego jak pech raczej nie wierzę, gdyż naprawdę 13 w piątek nie przytrafiło mi się dotąd nic złego.

Cała sprawa związana z pechem i niezadowoleniem siedzi w głowie człowieka. Wiadomo, że ludzie mają często trudne okresy, codziennie znajdzie się rzeczy, które nie wyszły, spóźniliśmy się do pracy, pies nam buty obsikał, samochód ochlapał, szef ma zły dzień i nas zrugał, partner gryzie i rzuca się na Ciebie, zrobiłeś kisiel na mleku i teraz wymiotujesz, lecący wróbel rozciął łuk brwiowy. Można wymyślać tych przyczyn mnóstwo. Obserwując Polaków dostrzegam, że zazwyczaj wtedy psioczą na cały świat, biorą przykład z ich pracodawcy i besztają innych, bo "mają pecha/zły dzień/nic im nie wychodzi". Według mnie jest to błędne rozumowanie. Wiadomo, nie będę skakał do góry, jak będę miał całe spodnie ochlapane przez błotnistą breję wyrzuconą z kałuży poprzez koła pędzącego samochodu, ale czy moralnym zachowaniem wtedy jest psuć humor innym? Myślę, że nie. A wystarczyłoby chcieć spojrzeć na swoje życie czasem przez lekko zaróżowione okulary(całkiem różowe też nie są dobrym pomysłem). Jak zrobię sobie ten kisiel na mleku, to można wyciągnąć wnioski na przyszłość, bym bardziej zwracał uwagę na to, co gdzie wsypuję.

Jak wyolbrzymiamy jakieś problemy, sytuacje niezbyt miłe/komfortowe, to czy nie moglibyśmy zrobić tego też z przyjemnościami? Czy nie można byłoby pomyśleć, że jednak nie jest tak źle, samochód mnie nie przejechał, dobiegłem na tramwaj i nie spóźnię się do pracy, w pracy miło pogadam z Edkiem/Krysią, szef wczoraj krzyczał, a dzisiaj przeprosił za swoje zachowanie, drugie śniadanie cudownie łechce nasze podniebienie, żona dała buziaka w policzek na wyjście, znajomy opowiedział dowcip, który pozwolił mi się uśmiechnąć. Można wymyślać całe chmary sytuacji, które spotykają nas każdego dnia. Czy nie można starać się ich wychwytywać i czasem powiedzieć sobie, że wcale nie jest tak źle. Inni na różnych polach życia maja gorzej. Mam problemy, ale dzięki tym kilku rzeczom mogę śmiało iść w przyszłość.

Jest takie powiedzenie w naszym kraju: "Agresja rodzi agresję". To można zaimplementować w każdą dziedzinę naszego życia. Jak kobiety oglądają inną płaczącą kobietę, wzruszają się, same szlochają nad jej losem, jak partner patrzy na nas i dotyka z pożądaniem, to czy to pożądanie nie budzi się i w nas? Dlaczego zatem niektórzy na siłę nie chcą starać się dać uśmiechu innym? Skoro ten wesoły nastrój również jest zaraźliwy(to chyba każdy może stwierdzić samemu, czy jak wchodzi w wesołe towarzystwo, to humor się poprawia), to czemu nie zarażać nim innych? Jak będziemy to robić i zachęcać się do tego, to być może któregoś dnia ktoś do nas podejdzie i rozwieje chmury trwogi zawieszone nad naszą głową?

Życie jest zbyt piękne, aby tracić je na smutek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz