sobota, 12 lutego 2011

Uniofilia Europejska

Jakże miło jakiś czas temu się słuchało, że dzięki wejściu naszego pięknego kraju do Unii Europejskiej nasz kraj będzie nareszcie/w końcu w Europie. No i nie ma co się dziwić, bo to fakt przecież. Tak, nasz mały, afrykańsko-azjatycki przylądek u wybrzeży Ameryki Południowej w 2004 roku szczęśliwie znalazł się w Europie.

A że Europa to teraz Związek Socjalistycznych Demokracji Europej... ekhm, Unia Europejska, to i jakiekolwiek myślenie o egzystencji w Europie bez tego biurokratycznego molocha nie ma racji bytu. Ba, jak dla wygłodniałego wilka zaprzestanie myśli o zjedzeniu owieczki, tak dla możnowładców naszej kochanej mateczki Unii nie ma w ogóle miejsca na rozstanie się z tym tworem.

Grecja, Portugalia, Irlandia. Te kraje już doświadczyły, czym się kończy keynesowski model sprawowania władzy i finansowania państwa. O ile Grecja i Portugalia poszły w ogień same swoimi socjalistycznymi mrzonkami o wiecznym szczęściu jako słudzy państwa, o tyle Irlandia została w to niejako wciągnięta nieco szybciej wymuszonymi reformami Unii. I nie będę tu się rozwodził na tym, co wywołało dokładnie ichniejsze kryzysy. Jakiś czas temu można było słyszeć, że Hiszpania i Włochy bardzo obawiały się o stan swoich finansów, ponieważ cena obligacji dla rządów wzrosła z powodu strachu przed niewypłacalnością. Można było słyszeć głosy, że wydzielone środki na stabilizowanie(ratowanie tyłka za nieswoje pieniądze) sytuacji w krajach Europy mogą być niewystarczalne, kiedy do błagalnych modłów o nie przyłączy się kraj z półwyspu Iberyjskiego. Groziło nam wtedy zniszczenie Unii, która jako państwo nie podołałaby takim obciążeniom. Jednak pani Angela przekonywała, że najważniejszym celem rządu niemieckiego i jej będzie ratowanie tego wielkiego sztucznego państwa za wszelką cenę. Na szczęście widmo rozpadu na razie oddaliło się po tym, jak obu tym krajom udało się jeszcze troszkę zadłużyć swój kraj, więc możemy u nas na peryferiach spać spokojnie. No bo wiadomo, że Unia ratowała przez kilkanaście wieków wszystkie swoje województwa, to i teraz uratuje.


No dobrze, nasi kochani głównodowodzący europejską machiną obcinania z kasy na urzędników ratowali Grecję, ale teraz domagają się od niej, by ta sama zaczęła się reformować, obcięła wydatki. Jednak Grecy ani myślą tego robić, choć ich zadłużenie w 2012 roku może wynieść ponad 150% PKB. Mało tego, montują specjalną koalicję, która ma się sprzeciwić pomysłom ratowania UE przez Uniofilów. A co jest tego główną zachętą? Ano, "rząd Grecji nie chce znów narazić się związkowcom i ani myśli rezygnować z "socjalistycznych zdobyczy""(źródło). Ale Uniofilom pewnie to nie w smak, ponieważ jakiś czas temu koalicja niemiecko-francuska, która pełni główną siłę decyzyjną w tymże molochu, zaproponowała działania stanowiące Europę dwóch prędkości. Nic więc dziwnego, że niektóre kraje nie są z tego faktu zadowolone(w tym Polska). Domagamy się jeszcze większej wspólnotowości, ale tu nam ktoś podskakuje i się broni.

Tymczasem Francji grozi bankructwo(klik), Irlandia sama sobie nie poradzi w dalszej egzystencji(klik), widmo olbrzymiego bezrobocia stawia pod ścianą Hiszpanów(klik), a zdaniem pana prof. Kennetha Rogoffa z Uniwersytetu Harvarda światu grozi globalny kryzys zadłużenia(klik). Jak więc reaguje nasza kochana Unia? Ano pani Kate Ashton, która dowodzi zagraniczną dyplomacją w Unii chce pomóc budować demokrację w Egipcie, mając w zanadrzu szereg środków dla wspomożenia tej inicjatywy. Tak więc pękamy w szwach u siebie, jednak innym chcemy nasze wzorce, które nic do niczego dobrego nie doprowadziły, sprzedawać. 


To, ze koalicja niemiecko-francuska optuje za dość rozsądnymi zmianami w polityce państw członkowskich w celu przystopowania rozwoju kryzysu w Europie jest ok(jeśli na siłę chcemy nadal mieć UE). Ale przy takim sprzeciwie państw, przy wyrzucaniu środków unijnych poza granicę, niedługo się ta inicjatywa może utrzymać. W takim razie i tak podziwiam panią Merkel, która zrobi wszystko, by Europę uratować. Tylko czy może nie lepiej pogodzić się z tym, że to od jakiegoś czasu idzie pochyłą w dół i może lepiej pozwolić upaść tym krajom, które upaść muszą, ale przynajmniej nie pociągać za sobą tych w lepszej sytuacji? Choć być może dla marzeń o kierownictwie nad europejskim mocarstwem warto ryzykować? Ja wielkim miłośnikiem Unii nie jestem, jednak mogę wyrazić szczery podziw o wierze euroentuzjastów.

3 komentarze:

  1. Mnie bawiło opowiadanie jak to Polska będzie w Europie czy do Europy wróci. W Europie jesteśmy od zarania naszych dziejów. A na mapę Europy wróciliśmy w 1918 roku.

    A co do upadania. Nie wiem, ale czy nie ma ryzyka efektu domina i czy taka Grecja nie pociągnie za sobą reszty UE?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, tu podałem parę linków do opisów pewnych sytuacji, jakie się dzieją, czyli brak chęci zmiany czy zatrzymania zadłużania się Greków, kiepska sytuacja Francji czy Irlandii. Co ciekawe, Irlandczycy najbardziej tracą na tym, że chcieliby obniżyć stawki podatkowe, ale niektóre pomysły UE im to blokują(co wraz miało niewątpliwy wpływ na powstrzymanie ich wzrostu gospodarczego). Ja bym przewidywał dwa możliwe rozwiązania w czasie dalszego trwania tych kłopotów gospodarczych(choć mogę się mylić oczywiście): albo UE się niejako rozpadnie ze względu na drenowanie tych lepiej stojących gospodarczo krajów na rzecz tych źle zarządzanych, bo jak się tego nie powstrzyma możemy za kilka lat stanąć w obliczu wielkiej recesji, albo władza i zarządzanie terenami UE się jeszcze bardziej scentralizuje i jakiekolwiek objawy suwerenności zostaną usunięte na bok(np. narzucanie podatków unijnych). Najlepsze byłoby dla nas to pierwsze rozwiązanie, bo po kryzysie, który nas czeka, możemy się sami rozwijać na swoim, jak sami sobie zarządzimy.

    A jak Hiszpanie czy Włosi(czy może Francuzi) poproszą o pakiet ratunkowy UE, to jakieś radykalne środki będą musiały zostać podjęte. A z tego co wiem, już koalicja niemiecko-francuska apeluje o większe podporządkowanie krajów członkowskich do regulacji i zaleceń unijnych(tak więc pokusy tego drugiego rozwiązania). A może niebawem zostaniemy koloniami islamskimi i problemy się same rozwiążą?

    OdpowiedzUsuń
  3. Obserwować. W końcu niezła tragikomedia odbywa się tuż przed naszymi oczami, szkoda ją przegapić ;)

    OdpowiedzUsuń